środa, 4 lipca 2012

Joanna Chmielewska „Zbieg okoliczności”

Fani Joanny Chmielewskiej wiedzą, że pisze ona różnie. Niektórzy twierdzą nawet, że nierówno i dzielą jej twórczość na „starą” i „nową” Chmielewską, przy czym sporo czytelników bardziej ceni sobie wcześniejszą twórczość pani Joanny. I ja z grubsza to zdanie podzielam. Jak wynika z moich obliczeń, do tej pory przeczytałam jedynie 27 z około 65 jej książek, więc znawcą się mienić nie mogę, ale swoje odczucia mam. Autorka bardzo często główną bohaterką powieści czyni niejaką Joannę Chmielewską - obdarza ją swoimi cechami, stanem cywilnym, ilością dzieci, zamiłowaniami oraz zawodem. Z czasem postać ta występuje w coraz starszym wydaniu, jest więc coraz mniej ruchliwa, odważna, zadziorna i dociekliwa. Wydaje mi się nawet, że bywa jakaś taka rozmemłana w swym - dotąd uroczym - roztrzepaniu. Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że owa Joanna rzadziej bierze bezpośredni udział w szalonych aferach - więcej siedzi w domu i rozmyśla oraz rozmawia ze znajomymi nad kolejnym piwkiem. Nie to, żebym narzekała, bo czytać to się da, ale już z nieco mniejszą przyjemnością.
Trzeba jednak przyznać, że Chmielewska jest fenomenem. Po pierwsze, odkryła i niepodzielnie zajęła pewną niszę w polskiej literaturze. Stworzyła swój własny, niepowtarzalny i oryginalny nie tylko styl narracji, ale i w zasadzie cały gatunek literacki. Odtąd każdy, kto będzie próbował napisać kryminał komediowy, choćby na rzęsach stanął, będzie porównywany do Chmielewskiej, a jakość jego dzieła będzie weryfikowana na podstawie norm przez nią ustalonych. Jest też Chmielewska nad wyraz płodna: średnio wydaje jakieś 1,5 książki rocznie i to już od 48 lat, a ma na swym koncie także słuchowiska radiowe. Według szacunków chmielewskich ekspertów, stworzyła paręset nietuzinkowych postaci i uśmierciła około dwustu osób. Stworzyła też kilkadziesiąt związków frazeologicznych, maksym i powiedzonek.
Dodam też, że powieści Chmielewskiej dobrze się czyta po lekturze jej autobiografii; widać wówczas jak wiele zdarzeń i postaci z jej prywatnego życia ją inspiruje i jak potrafi je twórczo wykorzystać.

„Zbieg okoliczności” to Chmielewska w swej typowej odsłonie i formie. Nie jest to może takie cudo jak „Lesio” czy „Lądowanie w Garwolinie”, ale jest to przedstawiciel wielu typowych cech i wątków występujących w twórczości Joanny Chmielewskiej. Zawiła, szalona i absurdalna fabuła? Jest. Bohaterka Joanna Chmielewska (zawód architekt)? Obecna (nawet podwójnie). Zdania wielokrotnie złożone i kwiecisty język tryskający wyolbrzymieniami? Jak zwykle występuje. Zabawne sytuacje, dialogi i nieporozumienia - także. Mamy też: Danię, Alicję, wyścigi konne, dwa trupy, szuję o nazwisku Dominik, ukochanego Janusza - byłego policjanta i parę innych motywów, które od czasu do czasu przewijają się w powieściach Chmielewskiej. Co do funkcjonariuszy policji, to w „Zbiegu okoliczności” jest ich od cholery: doliczyłam się dwóch podporuczników, dwóch kapitanów, trzech sierżantów, jednego porucznika i majora. I to z tych częściej występujących, bo mamy tam też kilku pobocznych pracowników policji. Czasem panowie wymieniani są tylko ze stopnia, czasem tylko z nazwiska i w połowie już całkiem mi się poplątały szarże, nazwiska, wydziały i kto jest kto.
Jest też w „Zbiegu okoliczności” typowy schemat intrygi kryminalnej, który u Chmielewskiej polega na szukaniu wiatru w polu. Autorka raczej nie daje czytelnikowi pola do popisu np. poprzez przedstawienie na początku grupki podejrzanych, z których każdy miał motyw i sposobność, a fabuła pozwala ich po kolei eliminować. Czytelnik u Chmielewskiej w zasadzie nie ma jak zgadywać i dedukować, bo sprawcą jest ktoś z zewnątrz, nieznany i często jego motywy oraz działania są nie do przewidzenia. Przynajmniej ja mam takie wrażenie. Tak więc czytając jej powieści nawet nie staram się zapamiętać, kto tam komu zajechał drogę i jakim samochodem i czy facet w białej kurtce to ten z krzaczastymi brwiami czy mały i pękaty. Bardziej niż intryga kryminalna, chronologia i logika ciągu zdarzeń wciągają mnie pojedyncze akcje, dialogi, postaci, które są tak barwne, zabawne i liczne, że w połowie książki i tak wszystko mi się miesza. W rezultacie niewiele jest książek Chmielewskiej, których fabułę pamiętam w miarę szczegółowo dłużej niż kilka dni po skończeniu lektury. Wcale mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, mogę czytać jej powieści wielokrotnie i za każdym mam wrażenie, że czytam po raz pierwszy. I tak samo głośno rechoczę.