środa, 13 czerwca 2012

Roald Dahl „Czarownice”

Kiedy w wieku jedenastu lat czytałam „Matyldę” Roalda Dahla byłam nieźle zdezorientowana! No jakże to tak? Rodzice nie kochają rodzonej córki za to, że lubi czytać książki? I mogą własne dziecko oddać jak psa jakiejś obcej osobie? Na zawsze?! A dyrektorka szkoły może publicznie, bez obaw przed konsekwencjami, wywijać uczennicą w powietrzu trzymając ją za warkoczyk lub więzić w ciasnej szafie naszpikowanej gwoździami?! Co ten pan pisze? Przecież to nie jest książka dla dzieci! Maaamooo, on kłamie!
Wtedy jeszcze nie znałam specyfiki twórczości Roalda Dahla i nie wiedziałam, że w jego świecie próżno oczekiwać tego tradycyjnego ładu, zasad moralnych i obrazu świata jaki roztaczają zwykle rodzice przed dziećmi. Świat w książkach (bajkach?) Dahla jest dziwny, absurdalny i groźny. Głównymi bohaterami są dzieci, które muszą sobie w tym świecie radzić. Zwykle są one około 10-letnie, pochodzą z niepełnych rodzin lub są całkiem pozbawione ich wsparcia. Dorośli, natomiast, to stworzenia obojętne, a nieraz groźne i okrutne (poza nielicznymi wyjątkami). Można powiedzieć, że Dahl odebrał mi sporą część dziecięcej naiwności i niewinności i... strasznie mi się to podobało!
„Czarownice” są właśnie typowym przykładem charakterystycznego dahlowego pisarstwa. Jest to lektura dla dzieci, które lubią się bać. A że wszystkie dzieci uwielbiają się bać, jest to niewątpliwie coś dla nich. Dla dorosłych też, czemu nie. Odnajdziemy tu klimat tajemniczości, nawet grozy oraz ekscentrycznych bohaterów. Wszystko to przyprawione drastycznymi scenami (tzn. dla mnie były drastyczne, ale współczesnych 10-latków mogą nie satysfakcjonować) i niepokojącymi aluzjami. Autor trzyma młodocianych czytelników niezmiennie w napięciu, intryguje i zaskakuje swoją demoniczną pomysłowością. Na koniec serwuje nam, równie szokujący jak cała powieść, happy end i zostawia nas z dylematem: „To dobrze czy źle? Cieszyć się czy nie? Niby fajnie, ale przecież...”.
Książki dla dzieci ewoluują, a autorzy coraz częściej za punkt honoru stawiają sobie jak najdalsze odejście od konwencji baśni, w której jest dobro, zło i morał, za to stawiają na tematy „niedziecięce”. Mam wrażenie, że głównie chodzi im o zaintrygowanie czy zszokowanie rodziców, a może nawet pewien szantaż emocjonalny (Jak to? Nie kupisz dziecku „Małej książki o kupie/ śmierci/ miesiączce”? Nowocześni rodzice na zachodzie kupują. Chcesz go na głupka wychować? A może sam się wstydzisz o tym rozmawiać?). Ja nie wiem, czy wszystkie z tych nowatorskich lektur dziecięcych są istotnie wartościowe (i czy czterolatek musi koniecznie wiedzieć, że jak ukochana babcia umarła to zgnije pod ziemią i zjedzą ją robaki). A czytając Dahla widzę i czuje, że on pisze naprawdę dla dzieci i wyłącznie z myślą o nich.

1 komentarz: