Ciąg
dalszy mojego chaotycznego zaznajamiania się z kryminałem
skandynawskim. Miałam zamiar podejść do trylogii „Millenium”,
ale zanim się zdecydowałam, obejrzałam film i teraz czytanie jej
wydaje mi się bez sensu (z dwojga złego wolę obejrzeć ekranizację
czegoś co wcześniej przeczytałam, niż odwrotnie). „Zapora” to
jedna z ostatnich części serii o komisarzu Wallanderze i ponoć
wcale nie najlepsza, ale wystarczająco dobra by mnie zachęcić do
zaznajomienia się z resztą powieści o policjancie ze szwedzkiej
prowincji.
Narracja
w „Zaporze” prowadzona jest szczegółowo, wręcz drobiazgowo i
można by było pomyśleć, że przez to akcja rozwija się żmudnie
i zbyt ociężale. Nic podobnego. Opisy myśli, emocji, drobnych
gestów i szczegółów z codzienności komisarza są krótkie i
konkretne, ale dość częste, więc nie odrywają czytelnika od
głównego nurtu wydarzeń i nie rozpraszają, a jednak budują
przekonujący obraz zarówno prywatnego jak i zawodowego życia
bohatera. Jest to życie naznaczone samotnością i brakiem
zrozumienia, z którymi Wallander walczy jak może. Ja z postacią
policjanta z Ystadu zżyłam się od razu i z łatwością.
Kibicowałam mu w jego poczynaniach i przeżywałam jego klęski.
Trochę trudniej było mi stworzyć sobie obraz pozostałych
bohaterów; wydawali się obdarzeni zbyt małą ilością emocji i
cech indywidualnych. Także tło akcji zostało dość oszczędnie
opisane.
Mankell
przedstawia pracę policjanta bez zbędnych fajerwerków oraz
brawurowych i niesamowitych zwrotów akcji: jako ciężkie, czasem
niewdzięczne i frustrujące zajęcie. Dochodzenie do prawdy i rozwój
śledztwa są w „Zaporze” opisane w sposób niespieszny, ale
wciągający. Śledzimy, analizujemy i porządkujemy poszczególne
elementy układanki razem z Wallanderem, który co jakiś czas
podsumowuje dotychczasowe wydarzenia. Dzięki temu nie zgubiłam się
w fabule i łatwo mi było, mimo rozmiarów powieści, ją
zapamiętać.
Oprócz
intrygi kryminalnej, mamy w „Zaporze” garść refleksji na temat
współczesnego świata. Refleksje te są ubrane w przemyślenia i
spostrzeżenia głównego bohatera, który momentami jawi się nam
jako ostatni sprawiedliwy - stary pies (jak sam siebie określa),
któremu z czasem coraz trudniej się odnaleźć w świecie i bronić
takich wartości jak przyjaźń, honor czy prawda. Mnie kilka scen w
„Zaporze” naprawdę poruszyło, może dlatego, że skojarzyły mi
się z osobistymi doświadczeniami i odczuciami. Mankell porusza w
powieści takie problemy jak globalizacja i uzależnienie ludzi od
zdobyczy techniki, ale krytykuje też bardziej lokalnie. Zwraca uwagę
na znieczulicę wśród młodych Szwedów, nietolerancję dla
imigrantów, nieporadność niektórych instytucji państwowych,
walkę o stołki, wysokie bezrobocie i takież podatki (ha! A
wydawałoby się, że gdzie indziej trawa jest bardziej zielona i
ludzie są inni).
Na
końcu można by się przyczepić, że kilka wątków śledztwa nie
zostało wyjaśnionych, ale może w rzeczywistości tak właśnie
jest? Może w wielu dochodzeniach pozostają białe plamy, których
nie sposób wypełnić i już. Taka dola policjanta.
Podobała mi się Zapora, chociaz nie jestem fanką Wallendera")Trafiłam na takie pozycje, których jakos nie mogłam dokończyć, chyba Psy z Rygi (ale głowy nie daję). Ciekawe, że ze skandynawskiego kryminału wybieram raczej kobiety. Ulubioną pozostaje nadal Yrsa Sigurdardottir, choc i ona miała nieco słabsze książki.
OdpowiedzUsuńMillenium warto przeczytać, i w tym przypadku książka jest lepsza niż film:)
Pieprz, "Psy z Rygi" to wyjatkowo slaba pozycja o Wallanderze.
UsuńTak, Millenium warto przeczytac, jest rewelacyjne.
A "Zaporze" dalam 5 na biblionetce, tez mi sie podobala :-).