Fani Joanny
Chmielewskiej wiedzą, że pisze ona różnie. Niektórzy twierdzą
nawet, że nierówno i dzielą jej twórczość na „starą” i
„nową” Chmielewską, przy czym sporo czytelników bardziej ceni
sobie wcześniejszą twórczość pani Joanny. I ja z grubsza to
zdanie podzielam. Jak wynika z moich obliczeń, do tej pory
przeczytałam jedynie 27 z około 65 jej książek, więc znawcą się
mienić nie mogę, ale swoje odczucia mam. Autorka bardzo często
główną bohaterką powieści czyni niejaką Joannę Chmielewską -
obdarza ją swoimi cechami, stanem cywilnym, ilością dzieci,
zamiłowaniami oraz zawodem. Z czasem postać ta występuje w coraz
starszym wydaniu, jest więc coraz mniej ruchliwa, odważna,
zadziorna i dociekliwa. Wydaje mi się nawet, że bywa jakaś taka
rozmemłana w swym - dotąd uroczym - roztrzepaniu. Od jakiegoś
czasu mam wrażenie, że owa Joanna rzadziej bierze bezpośredni
udział w szalonych aferach - więcej siedzi w domu i rozmyśla oraz
rozmawia ze znajomymi nad kolejnym piwkiem. Nie to, żebym narzekała,
bo czytać to się da, ale już z nieco mniejszą przyjemnością.
Trzeba
jednak przyznać, że Chmielewska jest fenomenem. Po pierwsze,
odkryła i niepodzielnie zajęła pewną niszę w polskiej
literaturze. Stworzyła swój własny, niepowtarzalny i oryginalny
nie tylko styl narracji, ale i w zasadzie cały gatunek literacki.
Odtąd każdy, kto będzie próbował napisać kryminał komediowy,
choćby na rzęsach stanął, będzie porównywany do Chmielewskiej,
a jakość jego dzieła będzie weryfikowana na podstawie norm przez
nią ustalonych. Jest też Chmielewska nad wyraz płodna: średnio
wydaje jakieś 1,5 książki rocznie i to już od 48 lat, a ma na
swym koncie także słuchowiska radiowe. Według szacunków
chmielewskich ekspertów, stworzyła paręset nietuzinkowych postaci
i uśmierciła około dwustu osób. Stworzyła też kilkadziesiąt
związków frazeologicznych, maksym i powiedzonek.
Dodam też,
że powieści Chmielewskiej dobrze się czyta po lekturze jej
autobiografii; widać wówczas jak wiele zdarzeń i postaci z jej
prywatnego życia ją inspiruje i jak potrafi je twórczo
wykorzystać.
„Zbieg
okoliczności” to Chmielewska w swej typowej odsłonie i formie.
Nie jest to może takie cudo jak „Lesio” czy „Lądowanie w
Garwolinie”, ale jest to przedstawiciel wielu typowych cech i
wątków występujących w twórczości Joanny Chmielewskiej. Zawiła,
szalona i absurdalna fabuła? Jest. Bohaterka Joanna Chmielewska
(zawód architekt)? Obecna (nawet podwójnie). Zdania wielokrotnie
złożone i kwiecisty język tryskający wyolbrzymieniami? Jak zwykle
występuje. Zabawne sytuacje, dialogi i nieporozumienia - także.
Mamy też: Danię, Alicję, wyścigi konne, dwa trupy, szuję o
nazwisku Dominik, ukochanego Janusza - byłego policjanta i parę
innych motywów, które od czasu do czasu przewijają się w
powieściach Chmielewskiej. Co do funkcjonariuszy policji, to w
„Zbiegu okoliczności” jest ich od cholery: doliczyłam się
dwóch podporuczników, dwóch kapitanów, trzech sierżantów,
jednego porucznika i majora. I to z tych częściej występujących,
bo mamy tam też kilku pobocznych pracowników policji. Czasem
panowie wymieniani są tylko ze stopnia, czasem tylko z nazwiska i w
połowie już całkiem mi się poplątały szarże, nazwiska,
wydziały i kto jest kto.
Jest też w
„Zbiegu okoliczności” typowy schemat intrygi kryminalnej, który
u Chmielewskiej polega na szukaniu wiatru w polu. Autorka raczej nie
daje czytelnikowi pola do popisu np. poprzez przedstawienie na
początku grupki podejrzanych, z których każdy miał motyw i
sposobność, a fabuła pozwala ich po kolei eliminować. Czytelnik u
Chmielewskiej w zasadzie nie ma jak zgadywać i dedukować, bo
sprawcą jest ktoś z zewnątrz, nieznany i często jego motywy oraz
działania są nie do przewidzenia. Przynajmniej ja mam takie
wrażenie. Tak więc czytając jej powieści nawet nie staram się
zapamiętać, kto tam komu zajechał drogę i jakim samochodem i czy
facet w białej kurtce to ten z krzaczastymi brwiami czy mały i
pękaty. Bardziej niż intryga kryminalna, chronologia i logika ciągu
zdarzeń wciągają mnie pojedyncze akcje, dialogi, postaci, które
są tak barwne, zabawne i liczne, że w połowie książki i tak
wszystko mi się miesza. W rezultacie niewiele jest książek
Chmielewskiej, których fabułę pamiętam w miarę szczegółowo
dłużej niż kilka dni po skończeniu lektury. Wcale mi to nie
przeszkadza. Wręcz przeciwnie, mogę czytać jej powieści
wielokrotnie i za każdym mam wrażenie, że czytam po raz pierwszy.
I tak samo głośno rechoczę.
To ja sie przyznam - przeczytałam wszystko, łącznie z Autobiografią i dodatkami. Nie wszystko lubię. I oczywiście, jak zwykle musze sie róźnić od rodzaju ludzkiego, ponieważ nie znoszę Lesia. No, może kawałek poczatku, jakieś 60 stron, później mnie drazni na tyle mocno, że nie daję rady. Ze wstrętem odrzuciłam Dzikie Białko, chociaz autorka uważa je za jedno z najlepszych swoich dzieł. Dla mnie (oprócz Tereski i Okretki, które uwielbiam od własnych młodych lat) najlepszym pozostaje Romans Wszech-czasów, Wszystko Czerwone, Całe zdanie nieboszczyka. Klin. A z nowych Nieboszczyk Mąż, Najstarsza Prawnuczka, Harpie, Przeklęta Bariera"))) Cóż...de gustibus non est disputandum. Z książkowym pozdrowieniem - Pieprzu:)
OdpowiedzUsuńOj, tak. Chmielewska jest tak różnorodna, że co czytelnik to inny typ na najlepszą książkę. Ja właśnie do Tereski i Okrętki podchodziłam, podchodziłam i coś nie chce załapać (ale ostatnia próba była tak z 10 lat temu i może mi się odmieniło- sprawdzę). "Wszystko Czerwone" też przebrnąć nie mogę (3 podejścia, odpadam po 2/3), "Całe zdanie nieboszczyka"- z bólem ale zmęczyłam. A z kolei "Nieboszczyka Męża" uwielbiam, choć nie cieszy się entuzjastycznymi opiniami (bo ponoć nudny i trupa nie ma)itd. No i fajnie, że pięknie się różnimy.
UsuńP.S. Wyłączyłam to coś obrazkowego ;p
A mozna prosić o usunięcie weryfikacji obrazkowej
OdpowiedzUsuń? Żeby umieścić komentarz musiałam wykonać 3 próby.